wtorek, 12 sierpnia 2014

Trucizna - Rozdział 2

Kolejna część! 
 Życzę miłego czytania :)))

Rozdział 2

Dotarłam bezpiecznie do kuchni. Na kuchennej wyspie stały jakieś owoce, a obok taca ze szklankami i dzbankiem z wodą. Szybko nalałam sobie trochę napoju i wypiłam duszkiem. Czułam się zmęczona. Zmęczona po przeżyciach i niedawnym spotkaniu z moim porywaczem. Można chyba tak o nim powiedzieć, prawda? Wróciłam do pokoju myśląc, co przyniesie kolejny dzień. Zasnęłam.

***

Kolejny dzień. Kolejna wyprawa wojenna. Kolejni zabici ludzie. Kolejne nierozumiejące ofiary. Czułem się jak automat. Wydawałem rozkazy i sam zabijałem. Przychodziło mi to praktycznie bez wysiłku. Konie miażdżyły kości leżącym na ziemi ciałom. W końcu wszystko ucichło. Cisza. Słyszałem jedynie oddechy koni i moich braci. Wydałem
rozkaz przeczesania gruzowiska i dobicia jeszcze żyjących ludzi. Trucizna z naszych mieczy rozchodziła się bardzo powoli po ciele, a to bolało. Nie chciałem, żeby cierpieli. Skoro i tak mieli umrzeć, lepiej zrobić to szybko i w miarę bezboleśnie. Bracia wykonywali moje rozkazy, a ja czekałem aż skończą. Ale po chwili coś mnie tknęło i dogoniłem ich. Zobaczyłem dziewczynę o rudych, trochę brudnych i zakurzonych włosach, która siedziała pod murem. Z jej uda sączyła się krew. Od razu domyśliłem się, że rana została zadana mieczem z naszą krwią. Kurowanie ludzi najczęściej nie ma sensu, ponieważ nie potrafią przeżyć bólu leczenia. A ten jest większy niż po truciźnie. Jednak na jej twarzy nie dostrzegłem łez czy grymasu bólu, jedynie zaobserwowałem, że oddychała głęboko. Naszła mnie idiotyczna myśli, że może da się ją uratować. Patrzyła na kogoś. Podążyłem za jej wzrokiem i dostrzegłem jednego z mych ludzi pędzących w jej stronę z mieczem w dłoni. Moje serce zabiło szybciej na myśli o śmierci dziewczyny.

– Stop! – Moje usta same wydały ten dźwięk, bez udziału mózgu. Nie było teraz odwrotu. Spróbuje ją uratować. Nuriel natychmiast się zatrzymał. Zbliżyłem się do niego. Widziałem, że jest zdziwiony. Znał mnie dobrze i nigdy nie podejrzewał, że mógłbym chcieć sam dobić kogoś. Teraz taka myśl przeszła mu przez głowę. Wiedziałem to, ponieważ miałem wgląd do jego umysłu.

– Przynieś zioła. – Wydałem rozkaz. Szok Nuriela pogłębił się jeszcze bardziej, ale nie dyskutował z moim poleceniem i pogalopował do reszty. Obserwowałem cały czas twarz dziewczyny kątem oka. Zrozumiała, że będziemy ją leczyć i pojedzie z nami. Znałem opowieści, więc nie zdziwiły mnie jej zaciśnięte usta, mówiące o strachu. Słowa już tak.

– Nie! – krzyknęła. Moi bracia poruszyli się niespokojnie na koniach. Im nigdy nie przyszłoby do głowy, aby mi się przeciwstawić. Groziła za to kara.

– Dam ci szansę. Dam nowe życie – powiedziałem, zbliżając się do niej. Chciałem dodać jeszcze, że będzie bezpieczna, ale nie zdążyłem.

– Nie! – krzyknęła ponownie, ale już nieco ciszej. – Zabij mnie!– rozkazała. Ona mi rozkazała. To nie była prośba. Zaczęła mi się jeszcze bardziej podobać i już cieszyłem się na myśl o innych rozkazach z jej ust.

–  Chcesz śmierci?! – zapytałem, nie mogąc pozbawić głosu nuty drwiny z jej, jakby nie było, dziwnej prośby.

– Po co TO powstrzymałeś? – Kompletnie nie zwróciła uwagi na moje pytanie, za to zadała kolejne. Zaczynałem dziękować sobie za moja decyzje o uratowaniu jej. Będzie się przynajmniej coś działo. Rozśmieszyło mnie zaakcentowane przez nią słowo ,,to”. Była całkiem ładna, zabawna i taka… odważna. Ciekawe czy w innej sytuacji tez będzie taka nieposkromiona?

– To? – zapytałem, pokazując, że jej pytanie mnie rozśmieszyło. Wtedy właśnie podszedł do mnie Nuriel niosąc sakiewki z ziołami. – To jest – wskazałem na brata krwi – Nuriel, moja prawa ręka i najlepszy żołnierz. Syn krwi. – Chwyciłem podane zioła przedstawiając kolegę. Z sakiewki wydobyłem kilka liści. Ich słodko mdlący zapach dotarł do moich nozdrzy. Jak coś tak ładnie pachnącego o pięknych kwiatach może sprawiać tyle cierpienia, a zarazem leczyć nasz jad?

– Zaboli – szepnąłem przykładając liście do jej rany. Widziałem, że to ją boli. Myślałem, że będzie płakać, kiedy w jej oczach pokazały się łzy, ale nie pozwoliła im spłynąć. Nie krzyczała, ani nie wyła z bólu. Zaimponowała mi tym. Po upływie kilku chwil mogłem w końcu złagodzić jej ból, odsyłając ją w ciemność. Mogłem podarować jej sen. Włożyłem jej do ust płatki kwiatu podanego przez Nuriela. Myślałem, że będzie pytać, co to jest albo zacznie krzyczeć, ale ona tylko zapytała jak mam na imię. Zrobiło mi się tak jakoś dziwnie. Nie umiem tego nazwać.

– Nataniel – odpowiedziałem spokojnie, odprowadzając jej świadomość w niebyt.

4 komentarze:

  1. no to już teraz wiadomo dlaczego Nataniel postanowił uratować dziewczynę ha ha ha :) czekam na więcej i pozdrawiam fanka 12 :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jedna na pewno o takim zmysłowym porywaczu fantazjuje :D Zmysłowy i, jak na to, że zabija, to całkiem dobry ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm.... Z punktu widzenia Nataniela jest jeszcze ciekawiej :D. A to pies na baby :D. Jeśli sam się sobie dziwił, że chciał ją ocalić to ja już totalnie kocham tego faceta!!! Taki romantyk z niego ♥. Teraz ciężko o takich facetów!!! Niech się jakiś pojawi w naszych czasach, a będę zadowolona :D. Heh, co ja bredzę??? To chyba przez późną porę :D. W każdym razie liczę, że niedługo zawitasz z kolejnym rozdziałem i będę miała zaszczyt go betować.

    Dobrej nocki!!!

    R.

    OdpowiedzUsuń
  4. hellooooooooooooooooooooooo !!!!!! czyżby ktoś tu o nas zapomniał ????????????????????????????? :)))))))) fanka 12 :)

    OdpowiedzUsuń