Oto prezent od Świętego Mikołaja :) Przeprasza za błędy ale straszne zapracowany był w ostatnim czasie ;) Rozumiecie!? Postara się podrzucić poprawioną wersje w niedługim czasie :) Komu tu wierzyć jak nie świętemu :)))
Nowy blog: http://zaklad-gigi.blogspot.com/
Świąteczny
prezent
-Co za suka!
Czy ona myśli, że jest bogiem do cholery?- Żaliła się wściekła kobieta
przyjaciółce.
- Anna
spokojnie, idą święta.- Dziewczyna
próbowała ją uspokoić.- Nawet zwierzęta zaczynają wtedy mówić ludzkim głosem.
- Matylda
ona nawet zwierzęciem nie jest! To…to…- dziewczynie zabrakło słów, aby opisać
kobietę, o której była mowa. – Nie na widzę jej! Traktuje ludzi jak przedmioty!!!
***
Była piata rano smukła blondynka biegła przez
parka zmagając się z padającym śniegiem utrudniającym trasę. To była jedyna
chwila, kiedy mogła odpocząć. O szóstej musi wrócić do domu wyszykować się i
pojechać do pracy, aby zmagać się z ludźmi, którzy nie maja o niczym
pojęcia. Wczoraj miała niesmaczna
sytuacje z jedną z pracownic. Dziewczyna miała załatwić choinki na przyjęcie u
jednego z najważniejszych klientów, ale o okazało się to za trudne zadanie.
Dostała ochrzan i wpadła w przeraźliwy ryk. Blondynka zagroziła jej, że jeżeli
się nie uspokoi dostanie wypowiedzenie w trybie natychmiastowym. Oczywiście
podziałało!
Kim jest
tajemnicza blondynka? To najlepsza organizatorka przyjęć każdego rodzaju od
imprez tematycznych poprzez komunie i chrzciny kończąc na weselach i bankietach
najważniejszych głów tego świata. Do wszystkiego doszła sama, pracując na swoja
pozycje od samego początku bardzo ciężko przekładając naukę nad zabawę. Była idealnie zorganizowana, punktualna
perfekcyjna. Tego samego wymagała od swoich współpracowniku. Weszła do sali
gdzie dziś ma odbyć się przyjęcie dokładanie dziesięć minut przed ósmą. Zerknęła
na osoby, które już pracowały starając ich zapamiętać. Przychodzisz pierwszy i
wychodzisz ostatni dostajesz premię obijasz się lub jesteś poprawny nie
dostajesz. Proste prawda? Przeszła przez całą salę pokazując, że już jest i
weszła do pokoju, który pełnił role jej gabinetu. Zostawiła na wieszaku swój
czarny płaszcz i usiadła przed biurkiem, odpaliła laptopa, aby sprawdzić pocztę
i statuty realizacji zamówień. Kilka próśb
o wycenę, ale najgorsze było to, że nie dotarły jeszcze dekoracje, na coroczne
przyjęcie u prezydenta. Nie lubiła zajmować się takimi bankietami, ponieważ
miała wszystko wyznaczone. W tym roku pierwsza dama zażyczyła sobie święta w
kolorze…turkusowym! To będzie straszne, ale prezydentowi się nie odmawia. Po te
ozdoby będzie musiała kogoś wysłać. Może Anna się wykaże jest pięć po ósmej
wiec na pewno już jest. Nie pozwoliłaby sobie na spóźnienie po wczoraj. Wyszła
z pokoju i poprosiła swoja asystentkę, aby przekazała Annie, że oczekuje je za
pięć minut w gabinecie. Kornelia wróciła do przeglądania poczty oczekując
przybycia dziewczyny. Równo pięć minut później otworzyły się drzwi jednak
zamiast Anny stała tam asystentka Anita.
- Pani
Kornelio, Anny nie ma. Próbowałam się z nią skontaktować, ale…- Tłumaczyła
szefowej przejęta brunetka, ale przerwała jej Anna wbiegająca do gabinetu.
- Już jestem
przepraszam za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.- Powiedziała zziajana
kobieta.
- Tak Anno
masz racje to się więcej nie powtórzy.- Kobiety usłyszały zimny głos szefowej.-
Kornelia podeszła do Anny i wręczyła jej biała kartkę zadrukowana czarnymi
literami mówiącym o tym, że Anna Dębska zostaje zwolniona.- Masz to podpisać a
ty tego dopilnujesz- zwróciła się do Anity.- Za okres wypowiedzenia dostaniesz pieniądze,
ale nie chce cię tu widzieć.- Po tych wszystkich słowach po prostu wyszła z
gabinetu. Nie lubiła takich sytuacji, ale nie potrzebuje tu takich ludzi.
Wszystko ma działać jak w dobrze na oliwionej maszynie. Nie wymaga od nich
nawet w połowie tyle ile wymaga od siebie.
- Nie rób
tego, Anna.- Pomyślała Kornelia słysząc za sobą kroki.
- Jesteś
zimną zołzą!- Kornelia usłyszała za sobą krzyki desperacji. Na całej Sali
zapadła cisza. Szefowa odwróciła się po woli i zmroziła dziewczynę wzrokiem.
- Anita czy
Anna podpisała już wymówienie?- Zapytała asystentkę.
- Jesteś bez
serca. Ida święta a ty zwalniasz ludzi- wrzeszczała wściekła kobieta.
- Nie.-
Krótka odpowiedź Anity.
- Dopisz, że
zostaje zwolniona dyscyplinarnie.- Kornelia powiedziawszy to ruszyła przed
siebie patrząc prosto przed siebie.- Ochrona wyprowadzić ją! – Krzyknęła, kiedy
Anna dalej się awanturowała.- A wy do roboty.- To powiedział już cichym głosem.
Ludzie zaczęli w pośpiechu wracać do przerwanych zajęć.
- Anita,
zawołaj Mateusza mam do niego sprawę- zwróciła się do swojej asystentki nawet
nie patrząc czy za nią idzie.
- Co ty
robisz?!- Wrzasnęła- Czy ty nie widzisz, że to jest żółte a nie herbaciane.-Obskoczyła
od razu jakiegoś młodego nowego chłopaka nawet nie zdążyła jeszcze zapamiętać
jego imienia a ten już podpadł.
- Takie dali
w kwiaciarni.- Zaczął się tłumaczyć.
- Chcesz mi powiedzieć,
że wszystkie są w takim kolorze?!- Zapytała już nieźle wkurzona. Z kwiaciarnią
umawiała się już dwa tygodnie wcześniej! Czy nikt nie potrafi wywiązać się ze
swoich obowiązków!
- Oddaj je! Zadzwonię
do kwiaciarni.- Powiedziała zrezygnowana. Takiej sytuacje była jej
codziennością wszystko musiała robić sama. Nie miała czasu na nic. Organizacja
wymagała ciągłego zaangażowania. Wszystko musiała mieć pod kontrolą, wszystko
umieć…
***
- Kornelia
proszę cię to moje ostatnie wyjście za tydzień wychodzę za mąż!- Dziewczyna
musiała wysłuchiwać wrzasków swojej najlepszej przyjaciółki Aleksandry. Ola
była szczęśliwą tłumaczką kilkunastu języków i narzeczoną najlepszego siatkarza
tego stulecia, tak przynajmniej został okrzyknięty prze gazety po kolejnym
zwycięstwie drużyny, której był kapitanem. Olka miała czas na imprezy, zabawę i
odpoczynek. Kornelia nie za bardzo.
- Wiem, że
twój ślub jest za tydzień, dlatego nie mogę dziś wyjść.
- Korni proszę
cię!!! Nie wpuszczaj mnie w poczucie winny! Chcę cię widzieć dziś pod moim
mieszkaniem o ósmej.- Oliś nie dała za wygraną.
- No dobra
najwyżej nie pobiegam rano.- Odparła zrezygnowana.
- No to do
zobaczenia- usłyszał jej wesoły głos w słuchawce
- Papa- rozłączyła
się akurat przed wjazdem do garażu podziemnego w jej bloku. Wyszła z samochodu
i skierowała się do windy wjechała na ostatnie piętro, czyli jedenaste i po przejściu
kawałka korytarza otworzyła drzwi do swojego apartamentu. Weszła do jasnego holu
i odłożyła na komodę klucze oraz odwiesiła płaszcz do szafy. Zerknęła na
zegarek, była szósta trzydzieści. Przeszła do nowoczesnej i idealnie
wyposażonej kuchni włączyła czajnik i wyjęła kubek. Wrzuciła do niego białą
herbatę z malinami. Jej ulubioną. Poszła do łazienki i rozebrałam się do naga.
Po krótkim przeglądaniu się w lustrze stwierdziła, że potrzebne jej wyjście do
kosmetyczki, ale na razie nie miała na to czasu, więc z chyliła się do szafki
pod umywalką i wyciągnęła golarkę. Weszła pod prysznic i obmywając swoje ciało
niechcący sprawiając sobie przyjemność. Kiedy już kończyła była bardzo podniecona,
więc stwierdziła, że dokończy to, co zaczęła. Skierowała strumień wody na swoją
kobiecości zaspokajając swoje ciało. Zmęczona osunęła się na podłogę. Wyłączyła
z tej pozycje nadal lejącą się wodę. Próbowała uspokoić swój oddech zdradzający,
co dopiero przeżyty orgazm jednak zamiast naprawdę zaspokoić nim swoje
pragnienia rozbudziła jej jeszcze bardziej. Wyszła z łazienki opatulona
ręcznikiem. Wypiła łyk już chłodnawej herbaty i wyjęła sałatkę z lodówki. Po
zjedzeniu posiłku skierowała się do sypiali. Jej nozdrza zaatakował zapach
słodkich perfum, którym ona sam zawsze pachniała. Na pięknie zaścielonym łóżku leżał
biały miś, dostała go kiedyś od koleżanki na urodzi była przy nim karteczka, że
nazywa się Kornelia, więc musiał pachnieć tak samo i dzięki temu świetnie sprawdzał
się w roli odświeżacza powietrza. Ale w sypialni było też czuć lilie. Lilie
była ulubionymi kwiatami Korneli. Więc co tydzień przyjeżdżały specjalnie dla
niej do kwiaciarni obok jej bloku. Cała sypialnia także była w bieli i beżach
jak reszta mieszkania. Na przeciwko łóżka były dwuskrzydłe drzwi, przez które teraz
weszła do sypialni. Po prawo było ogromne okno. Ozdabiały jej proste białe
firanki do ziemi i beżowe zasłony. Na lawo kolejne pojedyncze drzwi prowadzące
do garderoby. Dalej przy lewej ścianie stała biała komoda, na której stały
wcześniej wspomniane lilie i zdjęcia. Nad meblem wisiał obraz przedstawiający ikonę
mody i kina Audrey Hepburn. Kornelia weszła do garderoby i zaczęła poszukiwania
sukienki na wyjście. Wybrała czarną sukienkę z rozszerzanym tiulowym dołem sięgającą
jej do połowy ud, górą sukienki był gorset obszyty cekinami. Zazwyczaj tak się
nie ubierała, ale postanowiła zaszaleć. Założyła do niej makabrycznie wysokie
czarne szpile. Ułożyła szybko włosy i zrobiła makijaż podkreślający oczy, które
oprócz włosów były jedną z jej największych ozdób. Usta pomalowała delikatnym
różanym błyszczykiem. Założyła jeszcze złote koła i bransoletkę. Spojrzała na
wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić godzinę. Miała piętnaście minut, aby
dojechać do Oli.
-Powinno wystarczyć.-
Westchnęła.
Chwyciła
jeszcze wcześniej przygotowaną czarną skórzaną kurtkę i wyszła z domu. Miała
szczera nadzieję, że nie zamarznie.
***
Dwie
blondynki szalały na parkiecie. Ocierały się o siebie i mężczyzn próbujących
zwrócić na siebie ich uwagę. Faceci ślinili się na ich widok, ale blondynki nie
zwracały za bardzo na nich uwagi ich zamiarem było jedynie świetnie się bawić.
Zmachane podeszły do baru i poprosiły o drinki. Nagle rozdzwonił się telefon
Olki. Spojrzała na wyświetlacz, dzwonił Cezary narzeczony dziewczyny. Czarek
był wysokim brunetem o zielonych oczach i ciemnej karnacji. Jego wygląd i
pozycja społeczna tworzyły z niego niezwykle pożądliwą partię. Ola odebrała
telefon i wyszła na zewnątrz klubu, Kornelia została sama. Podszedł do niej
jakiś facet.
-Hej- Zagadnął
ją. Dziewczyn zlustrowała go wzrokiem
-Hej- posłała
mu piękny uśmiech stwierdzając, że facet jest całkiem, całkiem.
***
Kornelia
obudziła się około siódmej rano w całkiem obcym jej miejscu obok faceta,
którego prawie nie znała, chociaż patrząc teraz na jego twarz wydawał jej się
znajomy. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z jego mieszkania. Wróciła do siebie
szybko się przebrała i wyszła do pracy, dziś miała przygotować scenografię do
przedstawienia sponsorowanego przez jakiegoś bogatego typka. Kornelia nie znała
go nawet z imienia i nazwiska. Dopiero dziś dowiedziała się, że ten mężczyzna
chce wszystko sprawdzić przed zakończeniem prac. Zlecenia dostawała od
inwidualnych osób lub poprzez pośredników różnego rodzaju i tak było w tym
wypadku. Pośrednik odbiera wykonane zlecenia zatwierdzając je i przesyła pieniądze
na jej konto, więc znajomość bezpośredniego klienta nie jest potrzebna. Dotarła
do niej punktualnie o ósmej. Wykonała wszystkie poorane czynność. Było właśnie
późne popołudnie. Kornelia w ferworze pracy dyrygowała ludźmi załatwiając
mnóstwo innych spraw. Łatała jak szalona musząc dopilnować stu tysięcy spraw i
kiedy myślała, że wszystko ma gotowa. Ogromna choinka runęła na ziemie robiąc
ogromny bałagan i hałas. Jakiś dureń przewrócił ją cofając wózkiem widłowym
przewożącym posąg Abrahama Lincolna oczywiście był to rekwizyt kompletnie z
innego przedstawienia. A facet za kierownicą nawet nie był jej pracownikiem. Do
cholery jasnej!!!
- To go tu
wpuścił!- Krzyknęła wściekła- Czy pan widzi, co pan narobił!- Skierowała swoje pytanie
do winowajcy. – Poniesie pan za to konsekwencje!- Krzyknęła wchodząc do swojego
biura. Chwyciła telefon i zaczęła obdzwaniać punkty z choinkami. Musiała
jeszcze skądś wziąć ozdoby na drzewko. Stłuczone były zamawiane miesiąc
wcześniej z ameryki, więc nigdzie nie znajdzie takich samych czy choćby
podobnych a na pewno nie w takiej ilość. Rozmawiała z ludźmi zajmującymi się
choinkami i wymieniając im wymiary drzewka a raczej drzewa oni twierdzili, że
chyba zwariowała. Faktycznie zwariowała albo zaraz to zrobi. Opadła na krzesło
i rzuciła telefonem o akurat otwierające się drzwi. Stała w nich Anita.
- Kornelia, przyjechał
tan facet chce się z tobą widzieć.- Powiedziała
- Jeszcze
to!- Krzyknęła zirytowana dziewczyna- Już tam idę. A ty załatw mi nowy telefon.-
Powiedziała
i już jej nie było. Kornelia przedstawiała sobą dziwny obraz. Jej misternie
zrobiony kucyk ledwo się trzymała na twarzy było widać zmęczenia. Różowa
koszule była pognieciona a czarne spodnie całe w brokacie.
- Czy wy kompletnie
oszaleliście?- Krzyknęła wściekła Kornelia nie zwracając na nic i na nikogo szczególnej
uwagi. Nie było jej prawie godziny a oni jeszcze nie sprzątnęli tego bałaganu.
– To chyba samo nie zniknie!- Wrzasnęła – Nie chce tego widzieć! Macie na to kwadrans
albo was wszystkich pozwalniam! Do roboty!- Krzyczała na przerażonych ludzi uwijających
się jak w ukropie.
- Witam.- Usłyszała
za sobą miły męski głos skądś jej znajomy. Odwróciła się i zamarła.- Konrad
Laszczkowski.- Przedstawił się i posłał dziewczynie serdeczny uśmiech z trudem
ukrywając swoje rozbawienie całą sytuacją. Wściekła dziewczyna przedstawiała
sobą ciekawy widok. Kiedy dziewczyna usłyszała nazwisko mężczyzna szczęka
dosłownie jej opadła do ziemi a oczy wyszły na wierzch.
- Dzień
dobry.- Ujęła podaną dłoń Konrada
- Dlaczego
uciekłaś?- Zapytał nie puszczając dłoni dziewczyny.
- Po prostu
się spieszyłam.- Odparła. – A Ty?
- Co ja?- Tym
razem pytanie padło z ust Laszczkowskiego
- Słuch po
tobie zaginął?- Odpowiedziała
- Nie
rozumiem.- Odrzekł. Dopiero wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że on
jej nie pamięta.
- Znamy się
od pierwszej klasy szkoły podstawowej.- Powiedziała
- Naprawdę?-
Puścił w końcu dłoń dziewczyny
-
Tak.- Odsunęła się od niego i odwróciła tyłem sprawdzając postępy prac.-
Kornelia Domałaczak – Przedstawiła się – Mój Boże, ostrożniej nie róbcie
jeszcze więcej bałaganu!- Wrzasnęła
- O mój
boże- szepnął mężczyzna i to jemu teraz opadła szczęka a oczy wypłynęły prawie
na podłogę. – Jak ty się zmieniłaś!- Krzyknął zdumiony.
- Ciszej.- Uciszyła
go natychmiast odwracając się do niego.
- My ze sobą
spaliśmy.- Szeptał przerażony. Kornelia natychmiast do niego podeszła.
- Tak wiem
to straszna. – Szepnęła odciągając sparaliżowanego mężczyzna od jej wścibskich pracowników.-
Ja cię nawet nie lubiłam!- Wyszeptała.- Więc nikomu o tym nie mówmy tak będzie
lepiej.- Poprosiła go zatrzymując się i chwytając za ramiona.
- Ja
miałabym powiedzieć, że spałem z wielką płócienną torbą?- Teraz śmiał się do
rozpuku.
- No bardzo
śmieszne.- Warknęła oburzona blondynka łapiąc się pod boki.
- Tak pani,
pani…- Konradowi wyleciało nazwisko z głowy
- Pani
Czapla.- Poratowała go Kornelia.
- No właśnie
pani Czapla idealnie cię podsumowała.- Śmiał się dalej.- Nawet byłaś wtedy na
biało ubrana prawda?
- Po prostu zły
dobór słów wszyscy wiem, że chodziło jej o torbę, którą zostawiła w sali
naprzeciwko.- Krzyknęła a ludzie na Sali patrzyli zaciekawieni, ponieważ to
rzadki widok widzieć szefową z rumieńcami na policzkach.
- Tak, tak,
ale nadal podczas rozmów o szkole, kiedy pojawia się twój wątek pojawia się też
tamto wspomnienie!- Powiedział radośnie
- Masz z kimś
z szkoły kontakt?- Zapytała Kornelia
- Tak z duża
ilością.- Odparł- Lubimy czasami powspominać stare dobre i notabene zabawne
czasy beztroskiego dzieciństwa.
- Ta
radosnego nie, którzy ciężko harowali.- Szepnęła dziewczyna
- Proszę cię
byłaś duszą towarzystwa, no prawie…- Odpowiedział- A właśnie jak jesteśmy przy temacie,
co tam o Encyklopedii?- Zapytała.- Macie dalej ze sobą kontakt. W szkole byłyście
nierozłączne.
- Tak nadal
się przyjaźnimy z Olą, wychodzi niedługo za mąż za Czarka, tego Czarka.- Odpowiedziała.
- Naprawdę?
– Konrad niedowierzała.- Ale oni już w gimnazjum czuli do siebie mięte, z tego,
co zauważyłem… Zresztą tak jak ty.- Szepnął przybliżając twarz do jej ucha.
- Słucham!- Wrzasnęła
dziewczyna
- Mogę w
czymś panu pomoc.- Konrad skierował pytanie do mężczyzny stojącego za Kornelią.
Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła za sobą Mateusza.
- O w końcu
jesteś. – Powiedziała uradowana dziewczyna, ponieważ chłopak uratował ją od
towarzystwa Konrada.- Musimy jechać po choinki.- Powiedział z rzadko widocznym
na jej twarzy uśmiechem, ale zaraz on zbladł, ponieważ Konrad upierał się, że
pojedzie zamiast Mateusza. Dziewczyna nie mając wyboru zgodziła się.
***
Konrad i
Kornelia przez cała drogę ze sobą nie rozmawiali. Cisza nie była dla nich krepujące
jednak od czasu do czasu posyłali sobie ukradkowe spojrzenie. Przeszukali
prawie cała Warszawę, ale nadal nie znaleźli wystarczająco dużej choinki. Dopiero
w podwarszawskiej miejscowość, przez którą jedzie się nad morze znaleźli
wymiarowe drzewko. Kornelia zadzwoniła do pracowników, aby po nie przyjechali.
Chciała na nich poczekać, ale Konrad namówił ją na pizzę w najlepszej pizzerii
w mieście gdzie często, jako uczniowie chodzili grupą by mile przy posiłku
spędzić czas. Konrad opowiadał jej o swoim zżyciu i o tym, co robił, gdy niespodziewanie
w połowie trzeciej klasy wyjechał i nie dawał znaku życia. A Kornelia o swojej
pracy, pasjach marzeniach. Rozmowa była przyjemna i płynna bez krępujących
chwil. Rozumieli się często bez słów. Po początkowej niechęci nie pozostało wiele. Po zjedzeniu pizzy Konrad odwiózł dziewczynę
pod teatr, ponieważ zostawiła pod nim swój samochód. Konrad oczywiście
odprowadził ją do niego.
- Mam nadzieje,
że trochę wyluzujesz w końcu choinka już jest.- Posłał dziewczynie uśmiech.
- Tak, ale
jeszcze ozdoby na nią.- Powiedziała zrezygnowana dziewczyna.
- Spokojnie
coś na bank wymyślisz, w końcu jesteś najlepsza.- Wbrew woli Korneli na jej
policzkach pojawił się rumieniec.
- No dobra wsiadaj,
bo chyba zmarzłaś- zaśmiał się mężczyzna gładząc jej policzek.
- Tak –bąknęła
Kornelia, wsiadając do samochodu.- Na razie
- Do jutra. -
Odpowiedział Konrad i pomach odjeżdżającej dziewczynie.
***
Kolejny
dzień był taki jak zawsze, gdyby nie to, że pod koniec jej pracy do teatru nie
wleciał jak huragan Konrad.
- Kornelia?-
Wleciał do jej tymczasowego gabinetu.- No jesteś!- Krzyknął uradowany.- Szukam cię
i szukam!
- Cześć-
przywitała go dziewczyna-Co ty tu robisz?- Odjechał trochę od biurka, przy
którym siedział i zamknęła laptopa.
- Wpadłem na
genialny pomyśl- powiedział mężczyzna i przysiadł na biurku naprzeciwko
kobiety.
- Już się
boje.- Szepnęła
- Och wiesz,
co!- Krzyknął oburzony i wstał z biurka, ale zaraz ponownie na nim usiadł.-
Mogę ci nie mówić.- Zrobił naburmuszoną minę a Korneli zachciało się płakać ze
śmiechu. Konrad wyglądał przekomicznie.
- No już dobrze,
o co chodzi?- Zapytała.
- Wiem skąd
wziąć ozdoby.- Powiedział a Kornelia dała mu znak żeby kontynuował.- Co jest przyszłością?-Zapytał
retorycznie- Dzieci!-Zrobił krótką przerwę.-Niech na choince przyszłości zawisną
ozdoby zrobione przez dzieci jest trochę czasu powinny dać radę. Ja wspomaga
kilka domów dziecka, więc powinno się udać.- Kontynuowała a na twarzy
dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.
- Jesteś
genialny!- Dziewczyna podniosła się z fotela i kompletnie bezwładnie objęła
Konrada za szyje i pocałowała. Mężczyzna po chwilowym szoku objął dziewczynę i
namiętnie zaczął oddawać pocałunki i kto wie jak by się to wtedy skończyło
gdyby do gabinetu nie weszła Anita, co skutecznie sprowadziło na ziemie parę a
szczególnie Kornelię.
- Wyjdź.- Powiedziała
do Anity a po chwili dziewczyny niebyło.- Lepiej będzie jak i ty pójdziesz.- Wyszeptała
i się od niego odsunęła
- Tak masz
rację.- Odparł i znikł jak mgła.
***
Kornelia
wróciła do domu po kolejnym męczącym dniu jednak innym niż zawsze. Jej
zmęczenie nie było spowodowane pracą a szalejącą burza w jej głowie. Minoł
miesiąc od czasu ostatniego spotkania z Konradem. Widzieli się na wigilijnym przedstawieniu,
na które przyszedł z wysoką i majestatyczną brunetką. Nie długo później
dowiedziała się, że to jego narzeczoną. Konrad zadzwonił kilka dni później
chciał się wytłumaczyć. Mówił, że Julia już nie jest dla niego ważna, że chyba zakochał
się w Korneli jednak ona nie chciała go słuchać. Nie nawiedziła zdrad i nigdy
nie chciała w czymś takim brać udziału. Nie był szczery i tak naprawdę nic ich
nie łączyło. Niechcący opuściła gardę. A po za tym Kornelia znała Julię z
szkoły zawsze była blisko Konrada, była jego przyjaciółką to było jasne, że
kiedyś będą razem. Tak się stało a ona nie miała zamiaru stanąć temu na drodze.
Skończyła rozmowę i skończyła z Konradem. Jednak dzisiaj myślała o tamtych
wydarzeniach intensywnie. Dziś miała się dowiedzieć czy jej przypuszczenia były
prawdziwe. Poszła do łazienki wyszła z niej po kilku minutach położyła, choć
białego na stoliku w salonie a sam zaczęła robić sobie kolacje. Kiedy zjadła podeszła
do stolika i popijając herbatę chwyciła test. Przełknęła napój odetchnęła głęboko
i spojrzała na niego. Dwie kreski. Była w ciąży. Kornelia upuściła kubek i
upadła obok na podłogę. Z jej oczu popłynęły łzy. To wszystko zmieni w jej
życiu. Kornelia nie wiedziała, co zrobić. Nigdy nie chciała dzieci a na pewno
nie tak!
***
Piękna
blondynka stała przy oknie trzymając na rękach swojego malutkiego synka. To
będą ich pierwsze wspólne święta. Jutro Kornelia pierwszy raz od dawna spędzi
je ze swoją rodzinną. Oczywiście musiała się nasłuchać, że ich zawiodła, że nie
tak ją wychowali, ale wiedziała, że i tak zwariują na punkcie Kuby. Był piękny,
kochany i najcudowniejszy na świecie. Z Konradem nigdy więcej się nie widziała,
nawet nie powiedziała mu, że mają syna i dobrze zrobiła, ponieważ w lipcu
ożenił się z Julią. Kornelia jednak była wdzięczna losowi, chociaż może raczej
św. Mikołajowi, że w tamte święta postawił na jej na drodze Konrada, ponieważ
dzięki temu ma wspaniałego synka. W pracy zwolniła i przestała być taką zimną
suką jak dotychczas. Pracownicy przestali się jej bać, a ona przestała
przejmować się każdym niepowodzeniem czy byciem idealną, ponieważ to niemożliwe
i tak komuś nie będzie pasowała a jeżeli nawet osiągnie się ,,idealność’’ to i
tak nie gwarantuje to idealnego męża, pracy, życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz