niedziela, 9 listopada 2014

Trucizna - Rozdział 6


Hej Kolejny rozdział ...: D Mam Nadzieje, Ze Wam Się spodoba. 
Wybaczcie Błędy poprawiałam do PRZED chwila :) 
Dobra Biore Się za jakieś inne opowiadanie, NWM, moze Nuda?


Rozdział 6


Wyszłam z sypialni za Dosmanem, a za nami podążyła jeszcze pani Smith. Już się bałam jak zareaguje wampirek na to wszystko. Prawdę mówiąc jest sobie sam winny. Po co mnie ratował? Szkoda, miałabym święty spokój, a tak będę musiała się szarpać jeszcze z nimi wszystkimi! Poczułam ręce Dosmana na swojej tali. Przytrzymał mnie przy sobie, aby pani Smith mogła przejść.

– No moi drodzy, gdzie wasza sypialnia? ­– zapytała.

– Moja jest… – zaczęłam, ale oczywiście nie dane było mi skończyć. Swoją drogą było to irytujące!


– Macie oddzielne sypialnie?! Przecież nikt nie uwierzy, że nie spaliście ze sobą jako narzeczeni! To nie średniowiecze! – kontynuowała wampirzyca.

– Tak, trudno w to uwierzyć, ale mój brat stał się przykładnym wampirem – usłyszeliśmy za plecami lodowaty głos należący do Nataniela.

– No dobrze, nie będę dyskutowała z wami. To wasza sprawa – poddała się pani Smith.

– Życzymy miłej nocy – powiedział cierpkim tonem na pożegnanie Nataniel.

– Och, oczywiście, dziękuję ­– odparła zakłopotana i ruszyła w swoją stronę, jednak po chwili się zatrzymała i zwróciła w moją. – Chodź ze mną ­– poprosiła, a raczej rozkazała.

– Oczywiście. – Podeszłam do niej. Było mi to na rękę. Wybroniłam się w ten sposób od kłótni z Natanielem. – Dobranoc – powiedziałam pozostałym na korytarzu wampirom, zanim zniknęłyśmy za zakrętem. Szłyśmy milcząc. W pewnym momencie wampirzyca zatrzymała się i spojrzała na mnie.

– Moja droga, uważaj. Wypisujesz powoli na siebie wyrok. – Kiedy skończyła mówić, weszła do swojego pokoju, zostawiając mnie osłupiałą na korytarzu. W końcu otrząsnęłam się i ruszyłam do siebie.


***


Otworzyłam drzwi i sięgnęłam do włącznika światła, kiedy ktoś chwycił mnie za szyję, zakrył usta dłonią i przycisnął do ściany. Próbowałam krzyczeć, szarpać się, użyć wiedzy ze szkoleń. Jednak było to niewykonalne. Byłam uwięziona w mocnym uścisku czyichś ramion. Po pewnym czasie się uspokoiłam. Ręka z moich ust zniknęła. W pokoju zapaliło się światło. Przede mną stał wściekły Nataniel. No, bo kto inny? Patrzyłam w jego niebieskie oczy wyrażające chęć mordu. Jego dłoń na mojej szyi była mocno zaciśnięta. Ledwo łapałam powietrze. Patrzeliśmy na siebie, a uścisk Nataniela stawał się lżejszy. Jego twarz była blisko mojej. Czułam ciepłe powietrze wydychane z jego ust, które pieściło moje. Dłoń wampira z mojej szyi przeniosła się na policzek i teraz delikatnie go głaskała, a drugą ręką objął mnie w talii i przyciągnął do siebie tak, że nasze ciała się stykały. Miałam problem z łapaniem powietrza, ale nie z powodu zaciśniętego gardła. W pokoju zrobiło się bardzo gorąco, powietrze zaczęło iskrzyć pożądaniem, a nie wściekłością.

– Nie zrobię tego – wyszeptał w moje usta.

– Co? – zapytałam głupio.

– Sama do mnie przyjdziesz – szepnął ponownie. – Poczekam. – Zbliżył się jeszcze bardziej, wystarczył tylko milimetr, abym poczuła jego usta na swoich. Jednak musnął tylko mój policzek, zahaczając jedynie o kącik ust. Gdyby wtedy nie wyszedł, dałabym mu wszystko i obiecała jeszcze więcej tylko za jeden pocałunek.
Było mi gorąco, duszno, a w podbrzuszu czułam dziwne uczucie i dreszcze na całym ciele. Dreszcze pożądania. Jednak Nataniel wyszedł. Zostawił mnie bijącą się z myślami i gorącymi wyobrażeniami. Otrząsnęłam się z osłupienia i upadłam na podłogę. Patrzyłam tępo w swoje odbicie w wielkim lustrze. 
Nagle zerwałam się i wyszłam na korytarz. Do kurwy nędzy! Muszą mieć gdzieś tu salę treningową! Rozpoczęłam poszukiwania. Przemierzałam korytarze, gdy w końcu po jakichś piętnastu minutach trafiłam na wielkie masywne drzwi ze stali. Z trudem i niemałym wysiłkiem udało mi się je otworzyć. Przede mną rozpostarł się widok na wielką salę treningową. Była wprost ogromna, wyłożona matami i materacami. Pod ścianami stały gabloty z bronią. Podeszłam bliżej nich. Znajdowały się w nich chyba wszystkie rodzaje mieczy, broni palnej i tej do walki wręcz, amunicji i tym podobnym. Nawet w obozach nie było tego wszystkiego, co teraz dane było mi zobaczyć. Jednak najbardziej spodobały mi się worki treningowe. Podbiegłam do jednego z nich i stanęłam na wprost. Złapałam kilka głębszych wdechów próbując uspokoić swoje ciało i umysł, a tym samym móc wykorzystać większy procent swojej siły. Uderzyłam w worek ze skupieniem całą dostępną mi siłą. Przesunął się dosyć duży kawałek do tyłu. Wykonałam kolejne uderzenie. Ponownie się przesunął. Poczułam jak złość, niemoc i to cholernie dławiące uczucie zaczyna mnie opuszczać. Zaczęłam uderzać szybko i mocno, co jakiś kopiąc worek raz jedną, raz drugą nogą. Poczułam w końcu spokój. Cholernie brakowało mi wysiłku. Byłam żołnierzem, wojownikiem, a nie jakąś dziewczyną muszącą flirtować z wampirem mogącym ją zabić w każdej chwili! Opadłam na worek ciężko dysząc ze zmęczenia. Nagle usłyszałam za sobą oklaski. Odwróciłam się, natychmiast przyjmując postawę do walki. W samą porę uchyliłam się przed ciosem w twarz. Kolejna próba i kolejny unik. Unikałam przez jakiś czas ataków wampira, ale w końcu się wkurzyłam i zaczęłam sama atakować. Walka zaczęła się na poważne. Biliśmy się i kopaliśmy. W końcu wampir przygwoździł mnie do ściany. Coś często mi się to zdarzało, tak na marginesie.

– Wygrałeś – powiedziałam, próbując się wyrwać.  

– Wiem, wiedziałem od samego początku, że wygram – odparł. – Jestem wampirem – dodał coś oczywistego i mnie puścił.

– Wyrównana walka – bąknęłam pod nosem.

– Tak, to była trudna walka nie tylko dla ciebie – odpowiedział z uśmiechem na ustach. – Jesteś całkiem dobra – dodał jeszcze.

– Potrzebowałam tego – szepnęłam, uderzając jeszcze raz w worek, choć teraz o wiele słabiej.

– Zmęczona? – zapytał zauważając nikłą siłę ciosu.

– Tak – odparłam, a w odpowiedzi dostałam butelkę wody. Wampir przeniósł jeden z leżących worków pod ścianę, podciągnął materac i usiadł na nim opierając się o worek. Poklepał miejsce obok. Podeszłam i opadłam na materac, czując zmęczone mięśnie. Nuriel podniósł butelkę pokazując, żebym się napiła. Pociągnęłam spory łyk. Kiedy skończyłam, złapał moją dłoń. Dopiero wtedy zauważyłam, że moje kostki krwawią po walce.

– Nataniel mnie zabije jak zobaczy, że jego ptaszek jest ranny – powiedział i wstał.

– Nie nazywaj mnie tak – odparłam butnie.

– Och daj spokój… – Zaśmiał się. – Chodź, opatrzę twoje ranny i nie będzie śladu. – Podążyłam za nim. Wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się w stronę schodów dla służby. Pod nimi, w ścianie, znajdowały się drzwi. Przeszliśmy przez nie i zeszliśmy schodami skrytymi za przejściem. Kolejne drzwi. I w końcu biały korytarz. Weszliśmy do jednego z pokoi. Stał tam metalowy stół i szafki, pewnie zapełnione ziołami. Białe ściany, brak mebli i chłodne światło sprawiały dość upiorne wrażenie. Nuriel podszedł do jednej z szafek.

– Siadaj – mruknął, podchodząc do mnie. Podciągnęłam się na ramionach i zajęłam miejsce. Nuriel nasączył białą szmatkę jakaś brązową substancją i zaczął przecierać moje krwawiące dłonie. Odrobinę szczypało, jednak nie taki ból przeżyłam. Później sięgnął po białą maść i grubo posmarował zranione miejsca. – Musisz zostawić to przez jakąś godzinę i później zmyć. Jutro nie powinno być śladu – powiedział, kiedy skończył i uśmiechnął się przyjaźniej.

– Po co wam takie miejsce? – zapytałam ciekawa.

– To jest taki nasz szpital – burknął. – Dobra, chodź, wracajmy – powiedział, chcąc odwrócić moją uwagę od niewygodnego najwyraźniej tematu. Pozwoliłam mu na to, jednak zakodowałam sobie, że muszę to zbadać. Pokiwałam głową w odpowiedzi i zeskoczyłam ze stołu. Podążyłam za nim. Nuriel odprowadził mnie do mojej sypialni.

– Nuriel? – odezwałam się, kiedy już odchodził.

– Tak? – Odwrócił się i czekał na to, co od niego jeszcze chcę.

– Czy moglibyśmy się spotykać? – zapytałam. – To znaczy na treningi – dodałam od razu, kiedy zobaczyłam dziwny wyraz jego twarzy i płomienny błysk w oczach.

– Tak… Myślę, że tak – odpowiedział i odszedł, zostawiając mnie samą. Weszłam do pokoju i poszłam pod prysznic. Nie minęła jeszcze godzina, ale niewiele minut do jej upływu zostało. Stałam przed lustrem owinięta w ręcznik, rude włosy spływały po jednej stronie. Obserwowałam siebie. Po chwili na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Z jakiegoś powodu uważałam, że będzie lepiej.


Ależ się myliłam…

2 komentarze:

  1. no i wreszcie się doczekałam kolejnego rozdziału :) jest super i jak zawsze czekam na więcej no i również czekam na NUDĘ :))) fanka 12

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Rozdział przeczytałam i bardzo mi się podobał :). Nie dziwię się, że Sandra potrzebuje nieco ruchu, w końcu była szkolona i z pewnością nie miała lekkiego życia w obozie. Takie coś uodparnia i uczy pewnych nawyków, które raczej nigdy człowieka nie opuszczają. Pisz dalej :). Buziak :***


    Ps. Już zbetowałam. Jutro przeczytam i wieczorem Ci prześlę. Bajo!!!

    OdpowiedzUsuń