piątek, 26 grudnia 2014

Świąteczny Prezent

Oto prezent od Świętego Mikołaja :) Przeprasza za błędy ale straszne zapracowany był w ostatnim czasie ;) Rozumiecie!? Postara się podrzucić poprawioną wersje w niedługim czasie :) Komu tu wierzyć jak nie świętemu :)))


Świąteczny prezent

-Co za suka! Czy ona myśli, że jest bogiem do cholery?- Żaliła się wściekła kobieta przyjaciółce.
- Anna spokojnie, idą święta.-  Dziewczyna próbowała ją uspokoić.- Nawet zwierzęta zaczynają wtedy mówić ludzkim głosem.
- Matylda ona nawet zwierzęciem nie jest! To…to…- dziewczynie zabrakło słów, aby opisać kobietę, o której była mowa. – Nie na widzę jej! Traktuje ludzi jak przedmioty!!!


***

 Była piata rano smukła blondynka biegła przez parka zmagając się z padającym śniegiem utrudniającym trasę. To była jedyna chwila, kiedy mogła odpocząć. O szóstej musi wrócić do domu wyszykować się i pojechać do pracy, aby zmagać się z ludźmi, którzy nie maja o niczym pojęcia.  Wczoraj miała niesmaczna sytuacje z jedną z pracownic. Dziewczyna miała załatwić choinki na przyjęcie u jednego z najważniejszych klientów, ale o okazało się to za trudne zadanie. Dostała ochrzan i wpadła w przeraźliwy ryk. Blondynka zagroziła jej, że jeżeli się nie uspokoi dostanie wypowiedzenie w trybie natychmiastowym. Oczywiście podziałało!
Kim jest tajemnicza blondynka? To najlepsza organizatorka przyjęć każdego rodzaju od imprez tematycznych poprzez komunie i chrzciny kończąc na weselach i bankietach najważniejszych głów tego świata. Do wszystkiego doszła sama, pracując na swoja pozycje od samego początku bardzo ciężko przekładając naukę nad zabawę.  Była idealnie zorganizowana, punktualna perfekcyjna. Tego samego wymagała od swoich współpracowniku. Weszła do sali gdzie dziś ma odbyć się przyjęcie dokładanie dziesięć minut przed ósmą. Zerknęła na osoby, które już pracowały starając ich zapamiętać. Przychodzisz pierwszy i wychodzisz ostatni dostajesz premię obijasz się lub jesteś poprawny nie dostajesz. Proste prawda? Przeszła przez całą salę pokazując, że już jest i weszła do pokoju, który pełnił role jej gabinetu. Zostawiła na wieszaku swój czarny płaszcz i usiadła przed biurkiem, odpaliła laptopa, aby sprawdzić pocztę i statuty realizacji zamówień.  Kilka próśb o wycenę, ale najgorsze było to, że nie dotarły jeszcze dekoracje, na coroczne przyjęcie u prezydenta. Nie lubiła zajmować się takimi bankietami, ponieważ miała wszystko wyznaczone. W tym roku pierwsza dama zażyczyła sobie święta w kolorze…turkusowym! To będzie straszne, ale prezydentowi się nie odmawia. Po te ozdoby będzie musiała kogoś wysłać. Może Anna się wykaże jest pięć po ósmej wiec na pewno już jest. Nie pozwoliłaby sobie na spóźnienie po wczoraj. Wyszła z pokoju i poprosiła swoja asystentkę, aby przekazała Annie, że oczekuje je za pięć minut w gabinecie. Kornelia wróciła do przeglądania poczty oczekując przybycia dziewczyny. Równo pięć minut później otworzyły się drzwi jednak zamiast Anny stała tam asystentka Anita.
- Pani Kornelio, Anny nie ma. Próbowałam się z nią skontaktować, ale…- Tłumaczyła szefowej przejęta brunetka, ale przerwała jej Anna wbiegająca do gabinetu.
- Już jestem przepraszam za spóźnienie. To się więcej nie powtórzy.- Powiedziała zziajana kobieta.
- Tak Anno masz racje to się więcej nie powtórzy.- Kobiety usłyszały zimny głos szefowej.- Kornelia podeszła do Anny i wręczyła jej biała kartkę zadrukowana czarnymi literami mówiącym o tym, że Anna Dębska zostaje zwolniona.- Masz to podpisać a ty tego dopilnujesz- zwróciła się do Anity.- Za okres wypowiedzenia dostaniesz pieniądze, ale nie chce cię tu widzieć.- Po tych wszystkich słowach po prostu wyszła z gabinetu. Nie lubiła takich sytuacji, ale nie potrzebuje tu takich ludzi. Wszystko ma działać jak w dobrze na oliwionej maszynie. Nie wymaga od nich nawet w połowie tyle ile wymaga od siebie.
- Nie rób tego, Anna.- Pomyślała Kornelia słysząc za sobą kroki.
- Jesteś zimną zołzą!- Kornelia usłyszała za sobą krzyki desperacji. Na całej Sali zapadła cisza. Szefowa odwróciła się po woli i zmroziła dziewczynę wzrokiem.
- Anita czy Anna podpisała już wymówienie?- Zapytała asystentkę.
- Jesteś bez serca. Ida święta a ty zwalniasz ludzi- wrzeszczała wściekła kobieta.
- Nie.- Krótka odpowiedź Anity.
- Dopisz, że zostaje zwolniona dyscyplinarnie.- Kornelia powiedziawszy to ruszyła przed siebie patrząc prosto przed siebie.- Ochrona wyprowadzić ją! – Krzyknęła, kiedy Anna dalej się awanturowała.- A wy do roboty.- To powiedział już cichym głosem. Ludzie zaczęli w pośpiechu wracać do przerwanych zajęć.
- Anita, zawołaj Mateusza mam do niego sprawę- zwróciła się do swojej asystentki nawet nie patrząc czy za nią idzie.
- Co ty robisz?!- Wrzasnęła- Czy ty nie widzisz, że to jest żółte a nie herbaciane.-Obskoczyła od razu jakiegoś młodego nowego chłopaka nawet nie zdążyła jeszcze zapamiętać jego imienia a ten już podpadł.
- Takie dali w kwiaciarni.- Zaczął się tłumaczyć.
- Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie są w takim kolorze?!- Zapytała już nieźle wkurzona. Z kwiaciarnią umawiała się już dwa tygodnie wcześniej! Czy nikt nie potrafi wywiązać się ze swoich obowiązków!
- Oddaj je! Zadzwonię do kwiaciarni.- Powiedziała zrezygnowana. Takiej sytuacje była jej codziennością wszystko musiała robić sama. Nie miała czasu na nic. Organizacja wymagała ciągłego zaangażowania. Wszystko musiała mieć pod kontrolą, wszystko umieć…

***

- Kornelia proszę cię to moje ostatnie wyjście za tydzień wychodzę za mąż!- Dziewczyna musiała wysłuchiwać wrzasków swojej najlepszej przyjaciółki Aleksandry. Ola była szczęśliwą tłumaczką kilkunastu języków i narzeczoną najlepszego siatkarza tego stulecia, tak przynajmniej został okrzyknięty prze gazety po kolejnym zwycięstwie drużyny, której był kapitanem. Olka miała czas na imprezy, zabawę i odpoczynek. Kornelia nie za bardzo.
- Wiem, że twój ślub jest za tydzień, dlatego nie mogę dziś wyjść.
- Korni proszę cię!!! Nie wpuszczaj mnie w poczucie winny! Chcę cię widzieć dziś pod moim mieszkaniem o ósmej.- Oliś nie dała za wygraną.
- No dobra najwyżej nie pobiegam rano.- Odparła zrezygnowana.
- No to do zobaczenia- usłyszał jej wesoły głos w słuchawce
- Papa- rozłączyła się akurat przed wjazdem do garażu podziemnego w jej bloku. Wyszła z samochodu i skierowała się do windy wjechała na ostatnie piętro, czyli jedenaste i po przejściu kawałka korytarza otworzyła drzwi do swojego apartamentu. Weszła do jasnego holu i odłożyła na komodę klucze oraz odwiesiła płaszcz do szafy. Zerknęła na zegarek, była szósta trzydzieści. Przeszła do nowoczesnej i idealnie wyposażonej kuchni włączyła czajnik i wyjęła kubek. Wrzuciła do niego białą herbatę z malinami. Jej ulubioną. Poszła do łazienki i rozebrałam się do naga. Po krótkim przeglądaniu się w lustrze stwierdziła, że potrzebne jej wyjście do kosmetyczki, ale na razie nie miała na to czasu, więc z chyliła się do szafki pod umywalką i wyciągnęła golarkę. Weszła pod prysznic i obmywając swoje ciało niechcący sprawiając sobie przyjemność. Kiedy już kończyła była bardzo podniecona, więc stwierdziła, że dokończy to, co zaczęła. Skierowała strumień wody na swoją kobiecości zaspokajając swoje ciało. Zmęczona osunęła się na podłogę. Wyłączyła z tej pozycje nadal lejącą się wodę. Próbowała uspokoić swój oddech zdradzający, co dopiero przeżyty orgazm jednak zamiast naprawdę zaspokoić nim swoje pragnienia rozbudziła jej jeszcze bardziej. Wyszła z łazienki opatulona ręcznikiem. Wypiła łyk już chłodnawej herbaty i wyjęła sałatkę z lodówki. Po zjedzeniu posiłku skierowała się do sypiali. Jej nozdrza zaatakował zapach słodkich perfum, którym ona sam zawsze pachniała. Na pięknie zaścielonym łóżku leżał biały miś, dostała go kiedyś od koleżanki na urodzi była przy nim karteczka, że nazywa się Kornelia, więc musiał pachnieć tak samo i dzięki temu świetnie sprawdzał się w roli odświeżacza powietrza. Ale w sypialni było też czuć lilie. Lilie była ulubionymi kwiatami Korneli. Więc co tydzień przyjeżdżały specjalnie dla niej do kwiaciarni obok jej bloku. Cała sypialnia także była w bieli i beżach jak reszta mieszkania. Na przeciwko łóżka były dwuskrzydłe drzwi, przez które teraz weszła do sypialni. Po prawo było ogromne okno. Ozdabiały jej proste białe firanki do ziemi i beżowe zasłony. Na lawo kolejne pojedyncze drzwi prowadzące do garderoby. Dalej przy lewej ścianie stała biała komoda, na której stały wcześniej wspomniane lilie i zdjęcia. Nad meblem wisiał obraz przedstawiający ikonę mody i kina Audrey Hepburn. Kornelia weszła do garderoby i zaczęła poszukiwania sukienki na wyjście. Wybrała czarną sukienkę z rozszerzanym tiulowym dołem sięgającą jej do połowy ud, górą sukienki był gorset obszyty cekinami. Zazwyczaj tak się nie ubierała, ale postanowiła zaszaleć. Założyła do niej makabrycznie wysokie czarne szpile. Ułożyła szybko włosy i zrobiła makijaż podkreślający oczy, które oprócz włosów były jedną z jej największych ozdób. Usta pomalowała delikatnym różanym błyszczykiem. Założyła jeszcze złote koła i bransoletkę. Spojrzała na wyświetlacz telefonu, aby sprawdzić godzinę. Miała piętnaście minut, aby dojechać do Oli.
-Powinno wystarczyć.- Westchnęła.
Chwyciła jeszcze wcześniej przygotowaną czarną skórzaną kurtkę i wyszła z domu. Miała szczera nadzieję, że nie zamarznie.

***

Dwie blondynki szalały na parkiecie. Ocierały się o siebie i mężczyzn próbujących zwrócić na siebie ich uwagę. Faceci ślinili się na ich widok, ale blondynki nie zwracały za bardzo na nich uwagi ich zamiarem było jedynie świetnie się bawić. Zmachane podeszły do baru i poprosiły o drinki. Nagle rozdzwonił się telefon Olki. Spojrzała na wyświetlacz, dzwonił Cezary narzeczony dziewczyny. Czarek był wysokim brunetem o zielonych oczach i ciemnej karnacji. Jego wygląd i pozycja społeczna tworzyły z niego niezwykle pożądliwą partię. Ola odebrała telefon i wyszła na zewnątrz klubu, Kornelia została sama. Podszedł do niej jakiś facet.
-Hej- Zagadnął ją. Dziewczyn zlustrowała go wzrokiem
-Hej- posłała mu piękny uśmiech stwierdzając, że facet jest całkiem, całkiem.

***

Kornelia obudziła się około siódmej rano w całkiem obcym jej miejscu obok faceta, którego prawie nie znała, chociaż patrząc teraz na jego twarz wydawał jej się znajomy. Zebrała swoje rzeczy i wyszła z jego mieszkania. Wróciła do siebie szybko się przebrała i wyszła do pracy, dziś miała przygotować scenografię do przedstawienia sponsorowanego przez jakiegoś bogatego typka. Kornelia nie znała go nawet z imienia i nazwiska. Dopiero dziś dowiedziała się, że ten mężczyzna chce wszystko sprawdzić przed zakończeniem prac. Zlecenia dostawała od inwidualnych osób lub poprzez pośredników różnego rodzaju i tak było w tym wypadku. Pośrednik odbiera wykonane zlecenia zatwierdzając je i przesyła pieniądze na jej konto, więc znajomość bezpośredniego klienta nie jest potrzebna. Dotarła do niej punktualnie o ósmej. Wykonała wszystkie poorane czynność. Było właśnie późne popołudnie. Kornelia w ferworze pracy dyrygowała ludźmi załatwiając mnóstwo innych spraw. Łatała jak szalona musząc dopilnować stu tysięcy spraw i kiedy myślała, że wszystko ma gotowa. Ogromna choinka runęła na ziemie robiąc ogromny bałagan i hałas. Jakiś dureń przewrócił ją cofając wózkiem widłowym przewożącym posąg Abrahama Lincolna oczywiście był to rekwizyt kompletnie z innego przedstawienia. A facet za kierownicą nawet nie był jej pracownikiem. Do cholery jasnej!!!
- To go tu wpuścił!- Krzyknęła wściekła- Czy pan widzi, co pan narobił!- Skierowała swoje pytanie do winowajcy. – Poniesie pan za to konsekwencje!- Krzyknęła wchodząc do swojego biura. Chwyciła telefon i zaczęła obdzwaniać punkty z choinkami. Musiała jeszcze skądś wziąć ozdoby na drzewko. Stłuczone były zamawiane miesiąc wcześniej z ameryki, więc nigdzie nie znajdzie takich samych czy choćby podobnych a na pewno nie w takiej ilość. Rozmawiała z ludźmi zajmującymi się choinkami i wymieniając im wymiary drzewka a raczej drzewa oni twierdzili, że chyba zwariowała. Faktycznie zwariowała albo zaraz to zrobi. Opadła na krzesło i rzuciła telefonem o akurat otwierające się drzwi. Stała w nich Anita. 
- Kornelia, przyjechał tan facet chce się z tobą widzieć.- Powiedziała
- Jeszcze to!- Krzyknęła zirytowana dziewczyna- Już tam idę. A ty załatw mi nowy telefon.-
Powiedziała i już jej nie było. Kornelia przedstawiała sobą dziwny obraz. Jej misternie zrobiony kucyk ledwo się trzymała na twarzy było widać zmęczenia. Różowa koszule była pognieciona a czarne spodnie całe w brokacie.    
- Czy wy kompletnie oszaleliście?- Krzyknęła wściekła Kornelia nie zwracając na nic i na nikogo szczególnej uwagi. Nie było jej prawie godziny a oni jeszcze nie sprzątnęli tego bałaganu. – To chyba samo nie zniknie!- Wrzasnęła – Nie chce tego widzieć! Macie na to kwadrans albo was wszystkich pozwalniam! Do roboty!- Krzyczała na przerażonych ludzi uwijających się jak w ukropie.
- Witam.- Usłyszała za sobą miły męski głos skądś jej znajomy. Odwróciła się i zamarła.- Konrad Laszczkowski.- Przedstawił się i posłał dziewczynie serdeczny uśmiech z trudem ukrywając swoje rozbawienie całą sytuacją. Wściekła dziewczyna przedstawiała sobą ciekawy widok. Kiedy dziewczyna usłyszała nazwisko mężczyzna szczęka dosłownie jej opadła do ziemi a oczy wyszły na wierzch.
- Dzień dobry.- Ujęła podaną dłoń Konrada
- Dlaczego uciekłaś?- Zapytał nie puszczając dłoni dziewczyny.
- Po prostu się spieszyłam.- Odparła. – A Ty?
- Co ja?- Tym razem pytanie padło z ust Laszczkowskiego
- Słuch po tobie zaginął?- Odpowiedziała
- Nie rozumiem.- Odrzekł. Dopiero wtedy dziewczyna zdała sobie sprawę z tego, że on jej nie pamięta.
- Znamy się od pierwszej klasy szkoły podstawowej.- Powiedziała
- Naprawdę?- Puścił w końcu dłoń dziewczyny
- Tak.- Odsunęła się od niego i odwróciła tyłem sprawdzając postępy prac.- Kornelia Domałaczak – Przedstawiła się – Mój Boże, ostrożniej nie róbcie jeszcze więcej bałaganu!- Wrzasnęła
- O mój boże- szepnął mężczyzna i to jemu teraz opadła szczęka a oczy wypłynęły prawie na podłogę. – Jak ty się zmieniłaś!- Krzyknął zdumiony.
- Ciszej.- Uciszyła go natychmiast odwracając się do niego.
- My ze sobą spaliśmy.- Szeptał przerażony. Kornelia natychmiast do niego podeszła.
- Tak wiem to straszna. – Szepnęła odciągając sparaliżowanego mężczyzna od jej wścibskich pracowników.- Ja cię nawet nie lubiłam!- Wyszeptała.- Więc nikomu o tym nie mówmy tak będzie lepiej.- Poprosiła go zatrzymując się i chwytając za ramiona.
- Ja miałabym powiedzieć, że spałem z wielką płócienną torbą?- Teraz śmiał się do rozpuku.
- No bardzo śmieszne.- Warknęła oburzona blondynka łapiąc się pod boki.
- Tak pani, pani…- Konradowi wyleciało nazwisko z głowy
- Pani Czapla.- Poratowała go Kornelia.
- No właśnie pani Czapla idealnie cię podsumowała.- Śmiał się dalej.- Nawet byłaś wtedy na biało ubrana prawda?
- Po prostu zły dobór słów wszyscy wiem, że chodziło jej o torbę, którą zostawiła w sali naprzeciwko.- Krzyknęła a ludzie na Sali patrzyli zaciekawieni, ponieważ to rzadki widok widzieć szefową z rumieńcami na policzkach.
- Tak, tak, ale nadal podczas rozmów o szkole, kiedy pojawia się twój wątek pojawia się też tamto wspomnienie!- Powiedział radośnie
- Masz z kimś z szkoły kontakt?- Zapytała Kornelia
- Tak z duża ilością.- Odparł- Lubimy czasami powspominać stare dobre i notabene zabawne czasy beztroskiego dzieciństwa.
- Ta radosnego nie, którzy ciężko harowali.- Szepnęła dziewczyna
- Proszę cię byłaś duszą towarzystwa, no prawie…- Odpowiedział- A właśnie jak jesteśmy przy temacie, co tam o Encyklopedii?- Zapytała.- Macie dalej ze sobą kontakt. W szkole byłyście nierozłączne.
- Tak nadal się przyjaźnimy z Olą, wychodzi niedługo za mąż za Czarka, tego Czarka.- Odpowiedziała.
- Naprawdę? – Konrad niedowierzała.- Ale oni już w gimnazjum czuli do siebie mięte, z tego, co zauważyłem… Zresztą tak jak ty.- Szepnął przybliżając twarz do jej ucha.
- Słucham!- Wrzasnęła dziewczyna
- Mogę w czymś panu pomoc.- Konrad skierował pytanie do mężczyzny stojącego za Kornelią. Dziewczyna odwróciła się i zobaczyła za sobą Mateusza.
- O w końcu jesteś. – Powiedziała uradowana dziewczyna, ponieważ chłopak uratował ją od towarzystwa Konrada.- Musimy jechać po choinki.- Powiedział z rzadko widocznym na jej twarzy uśmiechem, ale zaraz on zbladł, ponieważ Konrad upierał się, że pojedzie zamiast Mateusza. Dziewczyna nie mając wyboru zgodziła się.

***

Konrad i Kornelia przez cała drogę ze sobą nie rozmawiali. Cisza nie była dla nich krepujące jednak od czasu do czasu posyłali sobie ukradkowe spojrzenie. Przeszukali prawie cała Warszawę, ale nadal nie znaleźli wystarczająco dużej choinki. Dopiero w podwarszawskiej miejscowość, przez którą jedzie się nad morze znaleźli wymiarowe drzewko. Kornelia zadzwoniła do pracowników, aby po nie przyjechali. Chciała na nich poczekać, ale Konrad namówił ją na pizzę w najlepszej pizzerii w mieście gdzie często, jako uczniowie chodzili grupą by mile przy posiłku spędzić czas. Konrad opowiadał jej o swoim zżyciu i o tym, co robił, gdy niespodziewanie w połowie trzeciej klasy wyjechał i nie dawał znaku życia. A Kornelia o swojej pracy, pasjach marzeniach. Rozmowa była przyjemna i płynna bez krępujących chwil. Rozumieli się często bez słów. Po początkowej niechęci nie pozostało wiele.  Po zjedzeniu pizzy Konrad odwiózł dziewczynę pod teatr, ponieważ zostawiła pod nim swój samochód. Konrad oczywiście odprowadził ją do niego.
- Mam nadzieje, że trochę wyluzujesz w końcu choinka już jest.- Posłał dziewczynie uśmiech.
- Tak, ale jeszcze ozdoby na nią.- Powiedziała zrezygnowana dziewczyna.
- Spokojnie coś na bank wymyślisz, w końcu jesteś najlepsza.- Wbrew woli Korneli na jej policzkach pojawił się rumieniec.
- No dobra wsiadaj, bo chyba zmarzłaś- zaśmiał się mężczyzna gładząc jej policzek.
- Tak –bąknęła Kornelia, wsiadając do samochodu.- Na razie
- Do jutra. - Odpowiedział Konrad i pomach odjeżdżającej dziewczynie.

***

Kolejny dzień był taki jak zawsze, gdyby nie to, że pod koniec jej pracy do teatru nie wleciał jak huragan Konrad.
- Kornelia?- Wleciał do jej tymczasowego gabinetu.- No jesteś!- Krzyknął uradowany.- Szukam cię i szukam!
- Cześć- przywitała go dziewczyna-Co ty tu robisz?- Odjechał trochę od biurka, przy którym siedział i zamknęła laptopa.
- Wpadłem na genialny pomyśl- powiedział mężczyzna i przysiadł na biurku naprzeciwko kobiety.
- Już się boje.- Szepnęła
- Och wiesz, co!- Krzyknął oburzony i wstał z biurka, ale zaraz ponownie na nim usiadł.- Mogę ci nie mówić.- Zrobił naburmuszoną minę a Korneli zachciało się płakać ze śmiechu. Konrad wyglądał przekomicznie.
- No już dobrze, o co chodzi?- Zapytała.
- Wiem skąd wziąć ozdoby.- Powiedział a Kornelia dała mu znak żeby kontynuował.- Co jest przyszłością?-Zapytał retorycznie- Dzieci!-Zrobił krótką przerwę.-Niech na choince przyszłości zawisną ozdoby zrobione przez dzieci jest trochę czasu powinny dać radę. Ja wspomaga kilka domów dziecka, więc powinno się udać.- Kontynuowała a na twarzy dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.
- Jesteś genialny!- Dziewczyna podniosła się z fotela i kompletnie bezwładnie objęła Konrada za szyje i pocałowała. Mężczyzna po chwilowym szoku objął dziewczynę i namiętnie zaczął oddawać pocałunki i kto wie jak by się to wtedy skończyło gdyby do gabinetu nie weszła Anita, co skutecznie sprowadziło na ziemie parę a szczególnie Kornelię.
- Wyjdź.- Powiedziała do Anity a po chwili dziewczyny niebyło.- Lepiej będzie jak i ty pójdziesz.- Wyszeptała i się od niego odsunęła
- Tak masz rację.- Odparł i znikł jak mgła.

***

Kornelia wróciła do domu po kolejnym męczącym dniu jednak innym niż zawsze. Jej zmęczenie nie było spowodowane pracą a szalejącą burza w jej głowie. Minoł miesiąc od czasu ostatniego spotkania z Konradem. Widzieli się na wigilijnym przedstawieniu, na które przyszedł z wysoką i majestatyczną brunetką. Nie długo później dowiedziała się, że to jego narzeczoną. Konrad zadzwonił kilka dni później chciał się wytłumaczyć. Mówił, że Julia już nie jest dla niego ważna, że chyba zakochał się w Korneli jednak ona nie chciała go słuchać. Nie nawiedziła zdrad i nigdy nie chciała w czymś takim brać udziału. Nie był szczery i tak naprawdę nic ich nie łączyło. Niechcący opuściła gardę. A po za tym Kornelia znała Julię z szkoły zawsze była blisko Konrada, była jego przyjaciółką to było jasne, że kiedyś będą razem. Tak się stało a ona nie miała zamiaru stanąć temu na drodze. Skończyła rozmowę i skończyła z Konradem. Jednak dzisiaj myślała o tamtych wydarzeniach intensywnie. Dziś miała się dowiedzieć czy jej przypuszczenia były prawdziwe. Poszła do łazienki wyszła z niej po kilku minutach położyła, choć białego na stoliku w salonie a sam zaczęła robić sobie kolacje. Kiedy zjadła podeszła do stolika i popijając herbatę chwyciła test. Przełknęła napój odetchnęła głęboko i spojrzała na niego. Dwie kreski. Była w ciąży. Kornelia upuściła kubek i upadła obok na podłogę. Z jej oczu popłynęły łzy. To wszystko zmieni w jej życiu. Kornelia nie wiedziała, co zrobić. Nigdy nie chciała dzieci a na pewno nie tak!

***


Piękna blondynka stała przy oknie trzymając na rękach swojego malutkiego synka. To będą ich pierwsze wspólne święta. Jutro Kornelia pierwszy raz od dawna spędzi je ze swoją rodzinną. Oczywiście musiała się nasłuchać, że ich zawiodła, że nie tak ją wychowali, ale wiedziała, że i tak zwariują na punkcie Kuby. Był piękny, kochany i najcudowniejszy na świecie. Z Konradem nigdy więcej się nie widziała, nawet nie powiedziała mu, że mają syna i dobrze zrobiła, ponieważ w lipcu ożenił się z Julią. Kornelia jednak była wdzięczna losowi, chociaż może raczej św. Mikołajowi, że w tamte święta postawił na jej na drodze Konrada, ponieważ dzięki temu ma wspaniałego synka. W pracy zwolniła i przestała być taką zimną suką jak dotychczas. Pracownicy przestali się jej bać, a ona przestała przejmować się każdym niepowodzeniem czy byciem idealną, ponieważ to niemożliwe i tak komuś nie będzie pasowała a jeżeli nawet osiągnie się ,,idealność’’ to i tak nie gwarantuje to idealnego męża, pracy, życia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz