Rozdział XV
Weszła na sale z sztucznie
przyklejonym uśmiechem. Wszyscy wstali i przywitali ją delikatnym ukłonem. Podszedł
do niej Angelo i podał jej swoje ramie. Grzenie je ujęła. Skierowali się do
stołu. Siedzieli obok siebie. Spojrzała dyskretnie na miejsce Dylana. Nie było
go…
-– Rozmawia z nim
twoją siostrą.- Usłyszała szept swojego towarzysza, nie odpowiedziała nic tylko
zaczęła rozmowę z anielica siedzącą obok.
***
Wróciła
do komnaty po wyczerpującym i tragicznie długim przyjęciu. Myślała tylko o tym,
aby położyć się spać, zapomnieć i odpocząć od tego wszystkiego. A jutro? A
jutro rozpocznie się pierwszy dzień jej zaręczyn. Jedna samotna łza spłynęła po
policzku anielicy, ale szybko starła ją dłonią, obiecując sobie bycie silną.
***
W
łóżku, zakopana w pościeli leżała piękna dziewczyna. Promienie słońca tańczyły
po jej twarzy próbując ją obudzić. Dziewczyna przekręciła się na drugi bok a po
chwili otworzyła oczy. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyła
czerwona różę na poduszce obok. Nagle zerwała się do pozycji siedzącej i
rozejrzała się po pokoju. Szukała osoby, która mogłaby zostawić ten kwiat. Do
pokoju weszła Nila niosąc tace ze śniadaniem dla Artemi. Uśmiechnęła się
serdecznie do dziewczyny.
-
Witaj Artemio. – Powiedziała widząc dziewczynę. - Dobrze, że już wstałaś.
Budzenie cię to udręka.- Dodała po chwili śmiejąc się cicho.
-
Nilo? - Zapytała chcąc zwrócić uwagę służki na siebie.
-
Tak pani.- Służąca wzięła jedwabny szlafrok z krzesła.
-
Kto zostawił tą róże?- Zapytała zakładając na ramiona odzienie.
-
Panicz Angelo prosił mnie o to.- Odparła służka pacząc uważnie na anielicę.
-
Aha… -Odparła nie przytomnie- Wyrzuć ją!- Dodała po chwili odrętwienia.
-
Pani to prezent od narzeczonego. Tak nie wypada.- Odpowiedziała Nila
przekładając jedzenie z tacy na stolik.
-
To nie jest mój narzeczony!- Krzyknęła wzburzona Artemia
-
A czyj?-Zapytała pobłażliwie blondwłosą.
-
Moich sióstr. - Odpowiedziała i opadła na fotel przy stole.
-
Może i tak, ale dziś odbędzie się wręczenie pierścionka zaręczynowego. – Powiedziała
nalewając dziewczynie soku do szklanki - I to bynajmniej twoim siostrą.- Dodała.
-Musisz zacząć się z tym godzić. – Artemia usłyszała słowa dziewczyny a potem
zamykające się drzwi łazienki. Wiedziała, że to prawda, że nie może nic zrobić,
ale jej serce się krajało. Siedziała patrząc nieprzytomnie na falujące białe zasłony
i popijając sok, kiedy usłyszała głos służki mówiący, że kąpiel jest gotowa. Dziewczyna
wstała i skierowała się do łazienki.
***
Dni
mijały… Pięć nocy upłynęło jak jedna sekunda, zabierając resztki nadziei,
radości a przynosząc jedynie żal i przeogromną tęsknotę za Dylanem. W pokoju paliły
się świece rozświetlając mrok. Czuła, że światło nie odpędza ciemności, która gdzieś
nie daleko się gromadzi wrasta w siłę… Artemia nie miała pojęcia, co jej
przeczucia mogą oznaczać. Wszyscy byli spokojni i zajęci przygotowaniami do
ślubu. To już jutro… Jutro zostanie żona Angelo, niewolnicą sióstr i pogrąży
się w rozpaczy. Od dnia zaręczyn nie widziała Dylana, nikt o nim nie wspominał
przy niej a siostry milczały…
***
Artemia
miała na sobie białą długą suknię z dużym dekoltem i odkrytymi plecami.
Sukienka była przewiązana w pasie błękitnym szerokim materiałem, który odcinał górę
sukni od dołu. Pasma włosów zostały luźno upięte w na tyle głowy tworząc
złudzenie nie ładu, przód trzymała cienka srebrna długa związaną opaska
spływająca po jednej stronie jej głowy na plecy. Jednym słowem wyglądała
pięknie. Stała przed wejściem do ogrodu gdzie czekał na nią Angelo. Wiedziała,
że będą obserwowani przez siostry. Przeszła przez otwarte drzwi. Rozejrzała się
i zobaczyła stojącego plecami do niej mężczyznę. Angelo był przystojny, miły i sympatyczny,
ale ona kochała Dylana. Zebrała się w sobie i ruszyła w jego stronę. Usłyszał
jak się do niego zbliża i odwrócił się w stronę swojej towarzyszki. Zamarł
podziwiając jej piękno. Śluby aniołów wyglądały inaczej niż te ludzi najpierw
para sama składała przysięgę trzymając w górze lewe dłonie pod koniec zbliżali
je do siebie wewnętrzną stroną… Ślubom z miłości towarzyszyła magia, która łączyła
dusze zakochany, nie można było ich rozdzielić a ich losy zawsze się ze sobą przecinały.
Razem rośli w siłę, osobno umierali z tęsknoty a pakty małżeńskie bez uczucia
były tylko delikatny złączeniem dwóch aniołów łatwym do rozerwania jednak,
jeżeli chociaż jeden z nich był zakochany a drugi nie odwzajemniał miłości to
wtedy ten zakochany uzależniał się od swojego partnera a on po pewnym czasie
zaczynał otwierać serce na swojego małżonka.
Artemia
i Angelo stali naprzeciwko siebie… Pierwszy słowa przysięgi wygłosił Angelo
kończąc pewnym ,,Tak”, które było odpowiedzią na wszystkie pytania związane z
miłością. Po nim nadszedł czas na słowa Artemi jednak ona milczała jak zaklęta.
Miała w gardle wielka gulę nie do przełknięcia. Nie chciała Angelo. Pragnęła,
kochała i wielbiła Dylana. Chciała, aby ją uratował. Chciała, aby sprzeciwił
się siostrom i dał jej odwagę do tego samego. Powietrze wokół narzeczonych
zadrgało, wzmógł się wiatr... To było ponaglenie od sióstr… Przemogła się i
zaczęła mówić… Kiedy miała powiedzieć ,,Tak” za Angelo pojawił się Dylan. Serce
dziewczyny zabiło szybko… Anioł przyłożył ręce do głowy narzeczonego Anielicy.
-Chcesz,
aby mnie zabił?- Zapytał Angelo, czując na sobie rosnącą i niszczącą moc
Dylana. Mógł go pokonać ale przeznaczenia musiało się spełnić, Artemia musiała
powiedzieć ,,Tak”.- Chcesz z nim być?
-
Tak.- Szepnęła Anielica patrząc z miłością na swojego ukochanego. Nad krainą
Aniołów pierwszy raz od dawna zerwała się wichura, padał ostry deszcz raniąc
delikatną skórę aniołów a wokół trzaskały piorunu. – Musimy uciekać!- Krzyknęła
Artemia do Dylana biegnąc do niego. – Zabiorę nas stąd! Daj mi rękę! – Chłopak puścił
Angelo, który upadł wyczerpany na ziemię i przytulił do siebie Anielicę…
Zauważyli przed znikniecie tylko kilka kobiet szybkim krokiem zmierzających do
nich.
Spóźniły
się.
***
Wylądowali
na plaży. Byli daleko od jej sióstr. Mogli się sobą cieszyć… Rozkoszować miłością,
która nimi zawładnęła. Dni i noce upływały im na całowaniu się, kochaniu,
przytulaniu oraz na wspólnych kąpielach w morzu. Nie mogli nie zauważyć, że zaczęli
się zmieniać… Jasne włosy Artemi stały się rude a Dylana czarne. Blada
świetlista cera tak naturalna dla aniołów stała się szara i matowa. Ich
samopoczucie było z dnia na dzień gorsze. Artemia czuła też, że Dylan się od
niej odsuwa, staje nieobecny. Dziewczyna spychała te uczucia w głąb swej duszy
nie dając im wyjść na wierzch. Sama anielica odczuwała natomiast ogromna pustkę
spowodowaną brakiem sióstr. Były dla niej okrutne jednak łączyła je niewyobrażalna
wieź… Zresztą kiełkowało w jej sercu jakieś dziwne uczucia… Często myślała o
Angelo i martwiła się o niego. Czuła jego uczucia i zaczęła pragnąć spotkania z
nim. Artemia nie wiedziała, co ma zrobić, co myśleć i co czuć. Toczyła się w
niej wewnętrzna walka. W końcu po kilku długich tygodniach Artemia uciekła od
Dylana. Wróciła do sióstr i się z nimi pogodziła oraz była szczęśliwa u boku
anielskiego męża. Dylan wręcz przeciwnie był wściekły, zrujnowany i bez szans… Zapragnął,
wiec zemsty a jego pióra na zawsze stały się czarne.
CDN.
Cześć Gosiaczku!
OdpowiedzUsuńPiszę tutaj, gdyż chcę się dowiedzieć jednej rzeczy. Powiedz, czemu nie odpisujesz na moje maile i wiadomości na gadu? Pisałam, że wysłałam zbetowane teksty i chciałam wiedzieć, czy je otrzymałaś itepe, a tutaj zero odzewu... Nie wiem, czy dalej chcesz ze mną współpracować. Odezwij się. Będę wdzięczna.
Pozdrawiam.
Gosiu! Dzisiaj w końcu dotarłam do tego rozdziału. O matko! Artemia naprawdę uciekła z Dylanem, a później go porzuciła? Przecież był jej największą miłością! Myślałam, że źle przeczytałam, ale jednak to prawda! I zaakceptowała Angelo - jak cudnie! Teraz tylko czekać, co zrobi Dylan w tej sytuacji :). To znaczy wiem, że się zemści i już nie mogę się doczekać!
UsuńPozdrawiam cieplutko,
R :D.